ORLEN Lang Team Race w Bytowie zostanie w pamięci na długo. – To było ostre ściganie – mówi były znakomity kolarz, a później selekcjoner kadry Piotr Wadecki.
Kilkuset kolarzy stanęło w weekend na starcie finału ORLEN Lang Team Race w Bytowie.Wcześniej kolarze ścigali się w Białymstoku i Arłamowie, a teraz nadszedł czas na rodzinne strony wicemistrza olimpijskiego z Moskwy Czesława Langa. Na Kaszubach zawodnicy walczyli na 93-kilometrowej trasie Maxi i krótszej Mini. Obie były znakomicie przygotowane, a zawodnicy mogli poczuć się jak zawodowcy. Wśród uczestników nie zabrakło gwiazd peletonu. Był Piotr Wadecki, Przemysław Niemiec, Lech Piasecki, Lechosław Michalak czy Sławomir Chrzanowski, który zresztą wygrał w swojej kategorii po raz trzeci z rzędu w Bytowie. Zaimponował szczególnie Wadecki, który był drugi w kategorii open.
– Amatorzy jeżdżą naprawdę szybko! Wielu z nich to byli kolarze i bardzo dużo się wciąż ścigają. Kosztowało mnie naprawdę sporo zdrowia, żeby pojechać tak, aby wejść na podium. Gdyby nie spryt, który został z lat kariery, to sama moc, którą mam, nie dałaby nawet miejsca w dziesiątce. Widać, że ludzie bardzo dużo ćwiczą. Mają do tego świetny sprzęt, są „wycieniowani”. Krótko mówiąc, to było porządne ściganie! – opowiada Wadecki i przyznaje, że oprócz poziomu konkurencji, trudności sprawiała też trasa. – Była dość wymagająca, szczególnie w drugiej części po bytowskich wzniesieniach. Na metę kolarze przyjeżdżali pojedynczo – mówi były selekcjoner i zapowiada, że jeszcze zobaczymy go w takich imprezach. – Warto potrenować, bo jeśli nie robi się tego systematycznie, to na takim wyścigu trzeba zostawić naprawdę dużo zdrowia, żeby utrzymać się z najlepszymi – podkreśla Wadecki.